środa, 19 grudnia 2012

Osiem

            Niechętnie otworzył oczy, usłyszawszy nieznaną, głupawą melodyjkę, dzwoniącą po raz piąty pod rząd. O dziwo był w swojej sypialni, jednak nie miał najmniejszego pojęcia jakim cudem się w niej znalazł i jak w ogóle wrócił do domu. Minioną noc pamiętał niczym przez mgłę. Jęknął głośno, kiedy poczuł dziwne ukłucie w żołądku, powodujące natychmiastowe mdłości. Wypił wczoraj więcej niż zwykle był w stanie, choć w jego przypadku trudno było o poważne upojenie alkoholowe. Po raz pierwszy w życiu urwał mu się film.
             Podniósłszy się do pozycji siedzącej, wstał z łóżka i wyszedł z sypialni. Dźwięk przyprawiający chłopaka o migrenę, w ogóle nie ustępował. Dopiero po chwili Justin zdał sobie sprawę skąd pochodzi jakże irytujący odgłos. Z trudem poczłapał do drzwi, potykając się po drodze o wczoraj ubraną kurtkę, koszulkę i buty, porozrzucane na całej długości przedpokoju.
- Coś się stało?- podniósł do góry brew, widząc milczącą dziewczynę, stojącą u progu.
- Nieee, skądże...- wyjąkała, bezskutecznie próbując oderwać wzrok od nagiego torsu szatyna, którego wyżłobione linie, prowadziły aż pod spodnie. 
             Justin zaśmiał się cicho, spostrzegłszy, co odwróciło uwagę czarnowłosej. One wszystkie są takie same, pomyślał, próbując ułożyć swoją nastroszoną od snu fryzurę.
- Przyszłam by oddać Ci klucze od auta, bo wczoraj o nich zapomniałam- wymruczała, zagryzając usta w wąską linię i kierując wzrok na biały sufit nad swoją głową. Bieber widząc zakłopotanie i różowiutkie rumieńce na drobnej, uroczej twarzyczce Peyton, nałożył T-shirt leżący na podłodze u jego stóp.
- Wejdziesz?- zapytał, próbując pozbyć się niezręcznej ciszy.
- Na chwilę- odparła, przechodząc pomiędzy porozrzucanymi ciuchami. - Widzę, że dobrze się bawiłeś...- pokręciła głową, na znak potępienia jego zachowania. 
               Czarnowłosa usiadła na krześle przy stole w jadalni. Z zachwytem rozglądała się po stylowo zaprojektowanych wnętrzach, zazdroszcząc szatynowi takiego apartamentu. 
- Przepraszam, że musisz oglądać mnie i mój dom, w tak opłakanym stanie- powiedział zachrypniętym, zmarnowanym głosem i oparł się plecami o kremową ścianę, czując jak uginają się pod nim nogi.
- Wiem co może Ci pomóc- mruknęła dziewczyna, szperając w swojej torebce. - Aspiryna!- machnęła biało-zieloną saszetką przed oczami szatyna. - Potem zabieram Cię na kawę, ale najpierw zimny prysznic na rozbudzenie- z uśmiechem na twarzy, podeszła do Justina i poklepała go po ramieniu.


             Założył nogę na nogę, siedząc na skórzanym fotelu, w jednej z śródmiejskich, przytulnych kawiarni. W trzęsących się rękach, trzymał już niemalże pustą filiżankę czarnej kawy, która ostatecznie pomogła mu zwalczyć bestialskiego kaca. Obejrzawszy się przez ramię, dostrzegł Peyton chodzącą nerwowo między wąsko poustawianymi stolikami. Dziewczyna rozmawiała z kimś przez telefon od dobrych dziesięciu minut, jednak sądząc po wyrazie jej twarzy, nic dobrego nie mogło się teraz dziać. Justin podejrzewał, że mogło mieć to związek z osobą, którą czarnowłosa codziennie odwiedzała w szpitalu.
- Przepraszam, ale muszę lecieć do domu- powiedziała zawiedzionym głosem, pośpiesznie naciągając rękawy zgniłozielonej, szeleszczącej kurtki.
- Odprowadzę Cię- powiedział, spostrzegłszy za oknem zapadający już zmrok. Zielonooka mruknęła coś pod nosem, chcąc wyzwolić się z towarzystwa chłopaka. Zabranie go do siebie, nie było najlepszym pomysłem.
               Chcąc zachować się kulturalnie, otworzył drzwi i pozwolił swojej koleżance wyjść z kafeterii jako pierwszej. Odchrząknął głośno, próbując nie parsknąć śmiechem, gdy dziewczyna z łatwością przeszła pod jego ramieniem. Imponował mu jej niewielki wzrost, który starała się maskować butami na wysokich podeszwach bądź obcasach.
             Droga przeminęła im niemalże w ciszy. Na każde pytanie, Peyton z łamiącym się głosem, odpowiadała jednosylabowym wyrazem. Gnała do domu tak szybko, że sam Bieber, z dwa razy dłuższymi nogami, nie mógł dorównać jej kroku. Dziewczyna biegła przed siebie na oślep, jak zahipnotyzowana.
- Ludzie! Wychodźcie z okopów! Japończyków da się pokonać!- ujrzeli mężczyznę w plastikowym, zabawkowym kasku, stojącego za betonowym murkiem, nieopodal jednego z domków jednorodzinnych.
- Znowu zaczynasz?!- rozgniewana Rogers, z impetem kopnęła w drewnianą furtkę, podeszła do niewiele wyższego od niej człowieka i za kaptur wtargała go na werandę. Z czerwoną od wściekłości twarzą, spojrzała na zdezorientowanego szatyna, stojącego na chodniku, który był mocno zagubiony w zaistniałej przed chwilą sytuacji. - Zapraszam...Wejdź jeśli nie wystarczy Ci to co właśnie ujrzałeś- powiedziała bezradnym tonem, na co Justin podszedł bliżej i stanął przy Peyton i kimś kogo prawdopodobnie dobrze znała. - Poznaj mojego ojca...- westchnęła, kręcąc głową. - Tato! To jest mój kolega, Justin- krzyknęła na tyle głośno, by poranna migrena chłopaka powróciła.
- Pułkownik Rogers!- jegomość podał szatynowi dłoń.- Opowiedzieć Ci o Kokodzie? Brałem w niej udział...
- Tato, czas spać- warknęła dziewczyna.
- Chętnie posłucham, pod warunkiem, że będzie już pan leżał w łóżku- uśmiechnął się Justin, nie chcąc robić mężczyźnie przykrości, a zielonookiej zbędnego kłopotu.


             Od ponad dwudziestu minut słuchał opowieści pana Rogers'a, o jego przeżyciach z wojny australijsko-japońskiej, mającej miejsce w 1942 roku w Nowej Gwinei. Justin znał tę historię dość dobrze, lecz chyba nie lepiej niż sam zainteresowany, który nie mógł mieć więcej niż czterdzieści pięć lat. Jego uczestnictwo na Kokodzie musiałoby graniczyć z cudem.
- Zaraz zasnę- powiedział mężczyzna, przerywając w pół zdania.
- Nie szkodzi- uśmiechnął się szatyn.
- Nie dokończyłem tej opowieści... Przyjdziesz jutro? Chciałbym żebyś poznał ją do końca- ziewnął, przewracając się z boku na bok, jak małe dziecko.
- Przyjdę- chłopak wstał z włochatego pufa, na którym siedział od pewnego czasu. - Dobranoc- zgasił lampkę nocną na stoliku ustawionym nieopodal łóżka, po czym wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi.
            Zszedłszy cicho po schodach, stanął przy ścianie, obklejonej kwiecistą tapetą, aby przypadkiem nie potknąć się o coś w panującej wokoło ciemności. Przez lekko uchylone drzwi, dyskretnie rozejrzał się po izdebce, z której biło słabe światło. Wzrok szatyna zatrzymał się na Peyton, opartej plecami o blat kuchenny. Jej drobniutkie ciało drgało raz po raz, jakby przenikały przez nie spazmy.
- Już zasnął- szepnął chłopak, wemknąwszy się po cichu do kuchni. Stanął przed czarnowłosą, która natychmiastowo schowała swoją porcelanową twarz pod gęstwiną hebanowych włosów. - Płaczesz?- delikatnie podniósł jej głowę i spojrzał w zaszklone oczy.
- Nie- pokręciła przecząco głową. - Ja po prostu nie mam już siły by utrzymywać ten dom i dalej żyć z tatą...
- Co mu dolega?- zapytał po cichu, chcąc podejść do sprawy najdelikatniej jak było to tylko możliwe.
- Ma guza mózgu- przymknęła powieki by nie pozwolić spłynąć łzom, które pojawiały się zawsze gdy rozpoczynał się temat dotyczący jej ojca. - Wypadek przy pracy... Czasem jest całkiem normalny i taki sam jak my wszyscy, a czasem, gdy guz uciska mu jakieś nerwy, wyobraża sobie, że jest australijskim żołnierzem na Kokodzie, bezwiednie uderza głową w ścianę by dać upust emocjom lub siedzi w pokoju, pomiędzy rozbitym szkłem oraz pierzami od rozdartych poduszek, kiedy wracam wieczorem do domu- schowała twarz w dłoniach, zastanawiając się, dlaczego zwierza się komuś, kogo ledwo zna.
- Nie szukasz pomocy w żadnych fundacjach?- zagadnął Justin, łapiąc Peyton w pasie.
- Nam się nie da pomóc. Lekarze rozkładają ręce, hospicja go nie przyjmą, bo jeszcze nie umiera, w psychiatryku go nie chcą bo nie ma stwierdzonego upośledzenia umysłu, a na całodobową opiekę indywidualną mnie nie stać... Z drugiej strony, nie potrafiłabym go oddać i żyć własnym życiem. Jest jedyną osobą, którą mam na Ziemi- szczere, gorzkie łzy, wypłynęły z oczu dziewczyny.- Potrafiłbyś?
             Szatyn przytulił do siebie płaczącą zielonooką i oparł brodę o czubek jej głowy. Gdyby był na miejscu Peyton, a osobą, którą musiałby opuścić, byłaby Jamie, nie zrobiłby tego. Nie miałby wystarczającej odwagi na taki krok.
- Ciii, nie płacz- szepnął, głęboko spoglądając w oczy dziewczyny. - Jestem pewien, że Twój ojciec, pomimo swojego zachowania, jest Ci bardzo wdzięczny za takie poświęcenie- ucałował czarnowłosą w czoło, po czym wyszedł z kuchni, w obawie o nastanie niezręcznej ciszy. - Obiecałem mu, że jutro was odwiedzę- powiedział, wychylając się zza ściany.- Pójdę już- po cichu zatrzasnął za sobą drzwi i ruszył w kierunku domu.
            Mijając budynek kasyna, nie mógł powstrzymać się przed wejściem do środka. Kolejny raz liczył na wygraną. Naprawdę dobrze czuł się ubiegłego wieczoru, gdy zaawansowani hazardziści spoglądali na niego wzrokiem pełnym zazdrości i uznania. Doszedłszy do kasy, po długim oczekiwaniu w kolejce, rzucił na blat akt własności i wycenę domu na ladę. Rozmowa z Peyton pomogła mu dojść do wniosku, że willa w Calabasas nie jest już jego miejscem na Ziemi. Wszystko najważniejsze co w nim było, odeszło na zawsze. On sam również czuł się jak bezdomny, którego czekała długa droga by dotrzeć do celu.
- Możemy porozmawiać na zewnątrz?- zapytała blondynka stojąca za ladą, właściwie nie czekając na odpowiedź Justina. W przeciągu krótkiej chwili zamknęła swoje stoisko na klucz, po czym zawiesiła na szybie kartkę informującą o krótkiej przerwie.
             Wyszedłszy za dziewczyną, na tyły budynku, wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, umieścił jednego w ustach i podpalił jego końcówkę zapalniczką z nadrukowanym nagim ciałem kobiecym.
- Obserwowałam Cię wczoraj- powiedziała nieśmiało, pocierając dłońmi nagie ramiona. W pracy obowiązywała ją krótka, czarno-biała sukienka na grubych, prostych ramiączkach.
- W jakim sensie?- zapytał obojętnie, wydmuchując dym tytoniowy nosem.
- Stawiasz wszystko na jedną kartę... Nie liczysz się, że w przeciągu kilku sekund możesz stracić cały dobytek- zgrzytnęła zębami, dygocząc z zimna. - Masz złe wspomnienia z tym domem prawda?- brązowooka spojrzała chłopakowi prosto w oczy, którego podejście do rozmowy diametralnie zmieniło się po ostatnim usłyszanym zdaniu.
- Po czym wnioskujesz?- zapytał lekceważąco, puszczając w powietrze dymne kółeczka.
- Nie zawahałeś się ani na chwilę, nad oddaniem tej willi pod zastaw. Nie jesteś wiele starszy ode mnie, a obracasz nieruchomością wartą miliony... Przyznaj mi rację- przysiadła na betonowych schodkach i po raz kolejny się zatrzęsła.
- Nie masz pojęcia o moim życiu i tym co działo się w domu- fuknął, przydeptując butem peta. Justin nie miał ochoty dłużej słuchać wywodów swojej towarzyszki. Odwrócił się do niej plecami i odszedł w nieznanym kierunku.
- Nie mam, ale mogę sobie wyobrazić. Studiuję psychologię...- odparła, stojąc w drzwiach w budynku.- Jeśli będziesz potrzebował pomocy, wiesz gdzie mnie szukać- dodała ciszej, jednak miała nadzieję, że szatyn, którego imienia wciąż nie znała, to usłyszał.
*
"Nienawidzę takiej szmiry" jaką tu zapuściłam... Przepraszam,  że rozdział taki krótki i kiepski. Kleiłam go przez 6 dni. Co o nim sądzicie? ;-)
A teraz czas na życzenia... Nie wiem jak je zacząć, ale pragnę byście mieli wesołe i pogodne Święta z rodzinką u boku i toną prezentów. W drugie Święto najprawdopodobniej pojawi się rozdział dziewiąty. Jeśli chcecie uznajcie go za świąteczny podarunek. ;-) - Fun.

8 komentarzy:

  1. Rozdział jest zajebisty! Podoba mi się ale strasznie żałuję że nie ma w nim już Jamie.. ; ( Dawaj szybko kolejny ;d + coś czuję, że ta blondynka jeszcze namiesza ;d

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurde same baby i jeden Justin, garną się do niego jak pszczoły do miodu, w sumie to się nie dziwię. Mam wątpliwości, co do dobrych intencji blondi, chyba wolę tą Payton, ta to się faktycznie boryka z czymś trudnym.
    Pozdrawiam i czekam na NN.

    OdpowiedzUsuń
  3. powiem ci szczerze, że ten rozdział strasznie skojarzył mi się z jednym z moich ulubionych filmów, które praktycznie znam na pamięć. I wciąż ją kocham. ale może tylko mi się to nasunęło. strasznie żal mi Peyton. musi być jej bardzo cięzko, z opieką nad ojcem, ale widać jak wiele dla niej znaczy. wkurza mnie trochę, że Justin szaszta w tym kasynie jakby był milionerem...

    Pozdrawiam, mental-mess.blogspot.com (:

    OdpowiedzUsuń
  4. No. W końcu zawitałam i na Twojego bloga, by nadrobić zaległości.
    Współczuję Peyton. Choroba jej ojca musi być istnym piekłem na ziemi. Bo nigdy nie wiesz jak zachowa się dana osoba. Tymbardziej cięższa i kosztowna musi być opieka nad taką osobą, ale widać, że bardzo go kocha i ciężko byłoby jej go zostawić i zająć się wyłącznie sobą.
    Następnie ta rozmowa Justina z tą dziewczyną. Sama nie wiem dlaczego, ale jakoś dziwnie na nią zareagowałam, naprawdę nie mam pojęcia. Jest trochę wścibska - takie odniosłam wrażenie. Widać, że chce mu pomóc, ale no zobaczymy co nam tutaj zrobi.
    Pozdrawiam i życzę spokojnych świąt oraz udanego sylwestra i szczęśliwego nowego roku :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Współczuję Peyton, musi mieć naprawdę ciężko ;<. Cieszę się, że Justin jej pomógł przy ojcu tego wieczora, to dobrze o nim świadczy :). No i martwię się o niego, znowu kasyno.. Nie widzę tego dobrze.. W każdym razie mam nadzieję, że w porę się opamięta.
    Rozdział świetny jak zawsze, z niecierpliwością czekam na kolejny ;). Przy okazji Wesołych Świąt i dużo, dużo weny :*.

    OdpowiedzUsuń
  6. Strasznie chcialam cie przeprosic za to, ze tak sie opuscilam w komentowaniu. Jest mi strasznie glupio z tego powodu bsrdzo glupio. Oczyeoscie jestem zachwycona twoim stylem pisania, ale to sie nie zmnienia od poczatku tego bloga. Zawsze piszesz idealnie i wszystko jest wspaniale opisane. Nie spodziewalam sie, ze wywali tak brutalnie swoja byla. Myslalam, ze oni beda keszcze razem. Jednak mimo wszystko ciesze sie, ze wprowadzilas watel z Peyton. Wydaje mi sie, ze bedzie bardzo ciekawy. No noc mam nadzieje, ze teraz bede w stanie komentowac kazdy
    rozdzial. Oczywisce z niecierpliwoscia oczekuje na kolejny rozdzial ;-)

    [catching-feelings-now.blogspot.com]

    Pozdrowienia :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Strasznie chcialam cie przeprosic za to, ze tak sie opuscilam w komentowaniu. Jest mi strasznie glupio z tego powodu bsrdzo glupio. Oczyeoscie jestem zachwycona twoim stylem pisania, ale to sie nie zmnienia od poczatku tego bloga. Zawsze piszesz idealnie i wszystko jest wspaniale opisane. Nie spodziewalam sie, ze wywali tak brutalnie swoja byla. Myslalam, ze oni beda keszcze razem. Jednak mimo wszystko ciesze sie, ze wprowadzilas watel z Peyton. Wydaje mi sie, ze bedzie bardzo ciekawy. No noc mam nadzieje, ze teraz bede w stanie komentowac kazdy
    rozdzial. Oczywisce z niecierpliwoscia oczekuje na kolejny rozdzial ;-)

    [catching-feelings-now.blogspot.com]

    Pozdrowienia :*

    OdpowiedzUsuń